Artysta z Żoliborza
Znamy jego prace z żoliborskiego parku Fosa. „Wioślarz” czy „Wierzbowa świątynia” – te wiklinowe instalacje od lat towarzyszą naszym codziennym spacerom. Ich twórca niedawno wygrał konkurs w północnej Francji, a już niedługo jego rzeźby znajdą się też w osiedlu WSM Żoliborz III na Górkach Włościańskich. Z Janem Sajdakiem rozmawiamy o jego nowym projekcie „Kolonia”.
Bartłomiej Pograniczny: Tworzy pan rzeźby, ale też wiklinowe gniazda-hamaki dla ludzi. Jak to się stało, że jako student etnologii i antropologii trafił pan ostatecznie na ASP?
Jan Sajdak: Od dziecka bardzo lubiłem rysować, lepić z plasteliny. Ta artystyczna działalność zawsze była mi bliska, a etnografia mi w tym pomogła. W trakcie studiów prowadziliśmy badania terenowe w Górach Świętokrzyskich w okolicach miasteczka Bodzentyn. Chodziliśmy po różnych wioskach i zupełnym przypadkiem trafiłem na taką całkowicie oddolną, niezależną komunę artystyczną w Dąbrowie Dolnej, gdzie jeden z założycieli tego środowiska wyplatał z wikliny formy artystyczne. To były różnego rodzaju scenografie do jego spektakli – robił alternatywny teatr z dziećmi z tej wioski i okolic. To tam nauczyłem się wyplatać. Etnografię rzuciłem, ale do tego miejsca regularnie wracałem, jakoś to plecenie mnie zafascynowało. Krzysiek, który jest jednym z założycieli grupy, chodził ze mną po polach, pokazywał, które rośliny nadają się do plecenia i jakoś mi to zaskoczyło w głowie, żeby połączyć dwa marzenia: technikę i pomysł na mieszkanie na drzewach. Wymyśliłem, że z tych wierzbowych gałązek można wyplatać gniazda drzewne dla ludzi. Przez lata każdą wolną chwilę od studiów, od pracy, jeździłem w Góry Świętokrzyskie na dwa dni, na tydzień, na miesiąc, wyplatać gniazda. Jednocześnie dostałem się na studia, na rzeźbę. Zobaczyłem, że ta wiklina może być materiałem rzeźbiarskim, powoli uczyłem się nowych splotów. To taka medytacyjna czynność – witka za witką, godzinami, tygodniami, miesiącami. Ten materiał mi się nie nudzi. Ma wielki potencjał rzeźbiarski właśnie przez swoje ograniczenia. Nie da się z wikliny zrobić jakiegoś naturalistycznego portretu, trzeba operować prostymi bryłami, walcami, okręgami. Takie ograniczenie jest jednocześnie wyzwaniem dla wyobraźni.
Pana rzeźby pojawiły się na przykład w parku Fosa. Skąd pomysł, żeby akurat w takiej przestrzeni je umieścić?
Zawsze wspinałem się na drzewa, więc takie połączenie bycia w naturze z aktywnością twórczą było dla mnie naturalne. Bliski jest mi nurt w sztuce, który się określa sztuką ziemi, landartem, a także tworzenie sztuki w przestrzeni publicznej. Instalowałem swoje prace w różnych miejscach w Warszawie czy też w innych miastach, nie tylko w Polsce. To, co mnie najbardziej ciekawi to sztuka, która harmonijnie współgra z przestrzenią wokół, jest w przemyślany sposób zaprojektowana dla konkretnej przestrzeni. Staje się jej integralnym elementem i dopiero całość – zastana przestrzeń i interwencja artystyczna – tworzy finalny efekt.
Wspominał pan już o wystawach zagranicznych. Niedawno był pan w północnej Francji, gdzie zainstalował pan swoje rzeźby.
Wystawa nazywa się La Forêt Monumentale – to zbiór monumentalnych dzieł wpisanych w las, pod miastem Ruen. W ramach międzynarodowego konkursu wyłoniono kilkanaście prac, w tym moją i Ewy Dąbrowskiej, która przygotowała stado dzików, stworzonych z poskręcanych ze sobą gałęzi. Ja zaproponowałem projekt dla konkretnej części tamtego lasu. Zauroczyło mnie miejsce, w którym jest dużo pięknych, starych, rozłożystych dębów, rosnących od siebie w dość dużych odległościach, dzięki czemu na dno lasu dociera światło. Rozkrzewiły się tam bujne, soczyście zielone paprocie. W tę przestrzeń wkomponowałem trzy rzeźby wielbłądów. Tak naprawdę są to takie abstrakcyjne pofalowane formy. Ich wyplecenie zajęło mi kilka miesięcy. Jestem bardzo zadowolony z tego efektu – ustawiłem je w pewnej odległości od ścieżki, tak żeby widzowie nie skupiali się na detalu, tylko na tym, jak rzeźby wyglądają w otoczeniu krajobrazu. Wystawę można oglądać przez dwa lata. Organizatorzy napisali mi, że rzeźby widziało już ponad 60 000 osób.
Pana prace wzbudzają emocje, a czasem też niechcianą ingerencję obserwujących. Co pan poczuł, gdy pana „Wioślarz” z parku Fosa stracił głowę?
Tworząc dzieła z organicznych materiałów, od początku godzę się z tym, że są delikatne i przemijające. To nie jest brąz czy stal, więc łatwo mogą zostać zniszczone. A jak nie zostaną zniszczone, to na pewno rozpadną się w końcu pod wpływem naturalnych procesów, dlatego nie zszokowało mnie to tak bardzo. Zawsze pojawia się pytanie, czy pogodzić się z tym, że rzeźba została zniszczona i raczej ją sprzątnąć, czy jednak jakoś zainwestować w nią energię i ją ratować, przetworzyć, dać jej nowe wcielenie. Zdecydowałem się nadać „Wioślarzowi” nową formę. Rzeźba ma teraz taką ekspresyjną fryzurę.
Przejdźmy do pana pomysłu związanego bezpośrednio z Sadami Żoliborskimi i osiedlem WSM Żoliborz III. Niedawno zaprosił pan mieszkańców do udziału w projekcie „Kolonia”. Dużo osób przyszło wyplatać z panem elementy nowej instalacji?
Tak, to było bardzo fajne spotkanie, na którym tworzyliśmy proste elementy, które przydadzą mi się przy składaniu całości. Z jednej strony będzie to grupa abstrakcyjnych rzeźb, geometryczne bryły nawiązujące do tradycji międzywojennej awangardy, z której wyrasta koncepcja architektoniczna samego osiedla. Łączę historyczno-artystyczną inspirację z formami organicznymi – koralowcami, plastrami miodu czy np. kolbą kukurydzy. Rzeźby będą się składać z powtarzających się, spasowanych ze sobą cząstek. Z drugiej strony projektowałem ją z myślą o tym, że może posłużyć ptakom jako miejsce do wielorodzinnego gniazdowania – stąd nazwa „Kolonia”. Każdy z tych pojedynczych modułów, wyplecionych z wikliny, ma przestrzeń mogącą służyć za gniazdo dla ptaków – mniej więcej wielkości wróbli czy szpaków. To eksperyment. Rozmawiałem z różnymi ornitologami, nie były dotychczas robione eksperymenty takie stricte ornitologiczne, naukowe na temat przydatności wikliny do robienia budek, schronień dla ptaków. Zobaczymy.
Czy takie rzeźby są w jakiś sposób zabezpieczone przed, na przykład, wejściem kotów, które mogą się pojawić w okolicy?
Tak, sama ta forma nie będzie bezpośrednio wystawała z ziemi. Rzeźba będzie się zaczynała dopiero około półtora metra nad ziemią, będzie stała na trzech gładkich stalowych rurkach, po których nic się nie wdrapie.
Z ilu elementów będzie się składała instalacja i kiedy będzie gotowa?
Powstaną dwie większe rzeźby i jedna mniejsza forma. Właśnie pracuję nad metalowym szkieletem konstrukcji, jednocześnie znajomi plecionkarze pomagają mi wyplatać moduły. Rzeźby powstają powoli, to wielotorowy proces, ale zbliżamy się do końca. Zapraszam wszystkich mieszkańców na otwarcie wystawy już 3 listopada.
Rozmawiał
Bartłomiej Pograniczny
Artykuł ukazał się w numerze 5/2024 „Życia WSM”