II miejsce w konkursie Fundacji Pole Dialogu
Mój Żoliborz
Moje wspomnienia nie wiążą się ściśle z Warszawską Spółdzielnią Mieszkaniową, chociaż…. to dopiero w trakcie pisania okaże się.
Urodziłam się w październiku 1939 roku w W-wie w domu rodziców przy ul. Czarnieckiego (w piwnicy, bo szyb nie było w całym domu). Do szkoły podstawowej chodziłam też na ul. Czarnieckiego 49. To dawna szkoła Rodziny Wojskowej, do której przed wojną chodził mój starszy o 12 lat brat. Moje koleżanki i koledzy szkolni to przeważnie bliscy sąsiedzi. Bawiliśmy się albo na ulicy (wtedy nie było takiego ruchu jak teraz), albo w naszym ogrodzie, ale również na boisku szkoły nr 35 przy ul. Czarnieckiego. Gdy byłam w I klasie (czyli był to 1946 rok) na tym boisku wybuchł pocisk (niewypał), pozostałość po działaniach wojennych. Dużo dzieci zostało wtedy rannych (w pamięci pozostał mi widok zakrwawionych dzieciaków na furmankach, które pędziły do szpitali).
Po latach okazało się, że mój mąż też chodził do tej szkoły, choć mieszkał z rodzicami na III kolonii WSM. Mało brakowało, by też wtedy ucierpiał, gdyż kolega wołał Go: „chodź, coś się dzieje, chłopcy znaleźli niewybuch”, ale mój mąż usłyszał dzwonek na lekcję i sumienność zwyciężyła.
Ta szkoła (z bliznami wojennymi) jest nam dlatego szczególnie bliska. Wszyscy w okolicy się znali, pomagali sobie w różnych sytuacjach (pożyczało się np. maszynkę do mięsa), a moje przyjaźnie z tych lat przetrwały do dzisiaj. Do wypożyczalni książek i czytelni chodziło się wtedy do Domu Kultury WSM na ul. Próchnika, a także na „ubawy” do Klubu Pod Gruszą na XIII Kolonii WSM.
Mój mąż mieszkał wtedy na XII Kolonii, ale jeszcze się nie znaliśmy
W czasie upalnych, letnich wakacji (wtedy lata były długie i gorące) żoliborska młodzież spotykała się nad Wisłą, na plaży i na tzw. „Krypie”. To była stara, nieużywana barka, później wyciągnięta na plażę. Wisła była wtedy dosyć brudna, niebezpieczna, ale tam nauczyłam się pływać i było…. cudownie.
Wtedy dopiero poznałam mojego późniejszego (o, dużo późniejszego – ślub w 1972r) męża, z którym już 46 lat jesteśmy małżeństwem. Mamy o czym rozmawiać bo… Żoliborz, WSM,żoliborskie szkoły – Jego TPD nr 1 na Felińskiego, a moja im. St. Sempołowskiej na pl. Inwalidów.
Mamy wspólne pasje: żeglarstwo, windsurfing, narciarstwo i wielu, wielu wspólnych znajomych i przyjaciół. Dbamy o okolicę, bo ją kochamy – park im Żeromskiego, to park naszego dzieciństwa i młodzieńczych randek, bulwary nadwiślańskie przemierzamy na kijkach (nordicwalking), należymy do Żoliborskiego Uniwersytetu III Wieku – mój mąż – brydż, a ja gimnastyka w gmachu Teatru Komedia, a także do Stowarzyszenia Żoliborzan. Moje wnuki śmieją się: Babciu, Ty wszystkich znasz na tym Żoliborzu, ciągle kogoś zaczepiasz! No tak… Jestem gadułą i kocham ludzi.
Maria Michalska
Artykuł ukazał się w numerze 6/2018 „Życia WSM”