Maria Kownacka całe lato spędzała w ‘Plastusiowie’, czyli w swoim letnim domku w Łomiankach, oazie spokoju, znakomitym miejscu do pracy twórczej. Niewielką parterową budowlę otaczał z jednej strony uprawiany przez panią Natalię ogród warzywny. Czego tam nie było: ogórki, pomidory, dynie, tykwy, mak, koper, porzeczki, agrest, maliny, drzewa owocowe (wiśnie, grusze, jabłonki, śliwy). Po drugiej stronie rozpościerał się trawnik, na którym w rogu rosły trzy brzozy. Pracowita Natalia przygotowywała z zebranych owoców przetwory na zimę”.
pracownik naukowy WSP, Minister Oświaty
„W swoich najlepszych czasach ‘Plastusiowo’ było najpiękniejszą posiadłością w Łomiankach. Dwa tysiące metrów kwadratowych liczył sad, drugie tyle park. Przy wejściu po lewej stronie było rosarium. Maria lubiła wszystkie kwiaty, ale róże najbardziej. Był też skalniak i oczko wodne. Po śmierci poetki, działką miały zarządzać cztery osoby z rodziny. Wkrótce domek został zburzony, a wybudowany został wielki dom pod wynajem oraz mały domek. Do dziś przy furtce leży oryginalny kafel chodnikowy, na którym wyryty jest napis ‘Plastusiowo’.”
rodzina
„’Plastusiowo’ to był jej raj na ziemi. Znała tam każdy krzak, każdą roślinę. Tam uczyliśmy się przyrody. Za domkiem w niedużym ogródku rosły warzywa. Przed domem był trawnik z kwiatami. Ciocia potrafiła opowiedzieć historię każdej rośliny. Wtedy uważaliśmy, że przynudza. Dziś doceniamy jej wiedzę.”
rodzina
„ Pamiętam wyprawy z ciotką do Puszczy Kampinoskiej. Z Łomianek szło się piechota do samej puszczy. Wówczas był to otwarty teren. Ciocia i jej koleżanka, pani Klingerowi, kupiły tam działki jeszcze przed wojną, w 1939r.
Kiedy w 1956r. można je było odzyskać, ciocia ogrodziła swój teren, wybudowała domek i zaczęła tworzyć ‘Plastusiowo’, które wkrótce stało się jej azylem. Spędzała tam całe lato, my zaglądaliśmy w weekendy. Ogród pochłaniał ją tak bardzo, że niewiele tam pisała. W ‘Plastusiowie’ obserwowała przyrodę, fotografowała, pielęgnowała ogród.
Od frontu domu były piękne klomby. Janusz Szymański, zaprzyjaźniony z ciocią architekt zieleni, zaprojektował je tak, by od wczesnej wiosny do późnej jesieni kwitły na nich kwiaty. Klomby są do dziś, tylko straciły na świetności, niestety. Nie ma już części róż, są natomiast drzewa – cis i tuja, posadzone w 1957r. lub 1958r. Drzewa i krzewy
w ‘Plastusiowie’ sadziliśmy własnoręcznie. Po dziesięciu latach zaczęły owocować.
Obecnie ‘ Plastusiowo’ zajmuje tylko część tego obszaru, co dawniej.
rodzina
„(…) Chyba nie ma w Polsce dziecka, które by nie znało książek Marii Kownackiej. Rodzina jest zapraszana do szkół noszących imię cioci, m.in. w Warszawie na Bielanach, w Łomiankach, gdzie było ‘Plastusiowo’, w Krzywdzie. Nie wiem, ile szkół i przedszkoli w Polsce nosi imię Marii Kownackiej, ale jest ich dużo”. (w 2009r. było 17 takich szkół i 16 przedszkoli)
rodzina
Z dzienniczków (notesów) Marii Kownackiej
19.VI.1964r.
Plastusiowo (…). Przed tygodniem wycinałam kłosząca trawę pod siatką od drogi, schwyciłam sierpem duży pokos tuż pod niewielkim krzaczkiem berberysu – a tu mi spod ręki – furor! Jakiś szary ptaszek! – Oo, kiedy tak – to uwaga. Ostrożnie rozchylam gałęzie krzewu – a tu prawie tuż nad ziemią dość głębokie gniazdko, a w nim 4 jajeczka, żółtawe, nakrapiane…
Odeszłam szybko – zmartwiona tym wykoszeniem trawy – ptaszek może nie wrócić. Popsułam mu zacisze…
A jednak ptaki wróciły i już na drugi dzień w gniazdku były 3 „myszate” pisklęta… Dziwne, że od razu były porośnięte burym puchem. Krzewina maleńka, a tuż za siatką i żywopłotem wciąż furczą motocykle…
Ptaszki jednak rosną i pokrywają się piórkami. Ale co to za ptaszki?”
29.VII.1968r.
Plastusiowo. Siedzieliśmy na ławce we troje: pp. Zygmunt Tomkiewicz, Zdzisław Wasilewski i ja, a ptaszki sfruwały do gniazdka. Samczyk śpiewa cały czas. W tej chwili słyszę jego treliki. Jeżeli zajrzeć do młodych i poruszyć gałązką – unoszą łebki na długich szyjkach i rozdziawiają dzióbki. Któregoś dnia widziałam jak makolągwa spacerowała po tarasie (chodzi, nie skacze).
17.VIII.1974r.
Plastusiowo. Siedzimy z pp. Sławińskim pod brzozami. Pierwszy tegoroczny upał. Z brzóz sypią się jak confetti – nasionka – lilijki burbońskie. Ciarki przechodzą po grzbiecie, kiedy się pomyśli, że z tego nasionka mniejszego od ziarenka maku, wyrośnie wysokopienna brzoza, która nas weźmie w swój cień. Po prostu w głowie się maci na myśl o tych tajemnicach, a właściwie jakby figielek Przyrody…
11.III.1976r.
Warszawa. Dzisiejszej nocy (z 10 na 11.III) dom w Plastusiowie został przez podpalaczy spalony, wraz z meblami, dachem, podłogą …
Ileż obserwacji dokonałam na terenie Plastusiowa. Ileż książek napisałam!
Materiał pochodzi z archwium Muzeum Izby Pamięci im. M. Kownackiej.