Zwyczaje świąteczne: śmigus-dyngus

Poniedziałek Wielkanocny (lany poniedziałek) to drugi dzień Świąt Wielkanocnych, który jest w Polsce dniem wolnym od pracy. Nazywany też przez lud polski: „dniem św. Lejka”, „oblewanką” lub „polewanką”. Co roku w tym dniu budzi kontrowersje płynna granica między zwyczajem, jakim jest w społeczeństwie śmigus-dyngus, a chuligaństwem. Warto w związku z tym przypomnieć ten zwyczaj, który w prawie karnym może występować jako kontratyp, czyli jako okoliczność wyłączająca karną bezprawność czynu (tak zwany kontratyp zwyczaju – jeden z kontratypów wiosennych) i zaapelować o zachowanie umiaru oraz rozsądku przy jego kultywowaniu. Apel ten kieruję zarówno do świętujących, jak i pilnujących porządku.

 

Śmigus-dyngus

Poniedziałek Wielkanocny bywa często nazywany „lanym poniedziałkiem” ze względu na ludowy zwyczaj śmigusa-dyngusa, który jest w tym dniu praktykowany. Wiara chrześcijańska przyjęła ten zwyczaj do swoich tradycji, nadając mu nowy sens i wiążąc jego znaczenie bezpośrednio z cierpieniem Jezusa Chrystusa, a polewanie z oczyszczającą symboliką wody.

O pochodzeniu tego zwyczaju tak mówi słynny pamiętnikarz, ks. Kitowicz: „…dyngusowi początek dwojaki naznaczano. Jedni mówią, iż się wziął z Jerozolimy, gdzie Żydzi schodzących się i rozmawiających o zmartwychwstaniu Chrystusowym wodą z okien oblewali dla rozpędzenia z kupy i przytłumienia takowych powieści. Drudzy, iż ma początek dyngus od wprowadzenia św. wiary do Polski, w początkach której nie mogąc wielkiej liczby przyjmującej wiarę chrzcić w pojedynczych osobach, napędzali tłumy do wody i w niej nurzali; wolno wierzyć, jak się komu podoba”.

Słowiańskie korzenie tego zwyczaju są trudne do odtworzenia. Pochodzenia słowa „śmigus” możemy się doszukać w niemieckim słowie „schmackostern”, które po przetłumaczeniu to po prostu „smaganie”, a „dingen” to dyngus – „wykupywać się”. Nie oznacza to jednak, że zwyczaje te przyszły na tereny polskie z Niemiec. Śmigus-dyngus symbolizuje pozimowe oczyszczenie, radość z przebudzenia się wiosny i oznaki kwitnącej przyrody. Pierwotnie składał się z dwóch zupełnie oddzielnych zwyczajów – śmigusa i dyngusa.

Śmigus

Śmigus – nazwa ta pochodzi od smagania witkami wierzby lub palmami wielkanocnymi panien na wydaniu po gołych nogach oraz polewaniu wodą. Miało to zapewnić im płodność i zdrowie. Im więcej smagających i polewających kawalerów wokół panny, tym lepiej dla niej. Oznaczało to, że cieszy się ona dużym powodzeniem. Są próby rejonizacji tego zwyczaju, a mianowicie że śmigus polegał na polewaniu się wodą (w Polsce południowej i wschodniej) i smaganiu witkami (w północnych regionach kraju).

Stąd też nazwa „lany poniedziałek”. Zwyczaj prawdopodobnie ma korzenie pogańskie i wiąże się z radością po odejściu zimy oraz z obrzędami mającymi zapewnić urodzaj i płodność. Jest też teoria, według której bicie witkami interpretuje się jako „suszenie” konieczne po wcześniejszym oblaniu wodą.

W bardziej wytwornym towarzystwie panowie spryskiwali panny pachnidłami z buteleczek. Niegdyś istniały nawet poradniki, które mówiły jak polewać miłe sercu damy, a jak dziewki niczym się niewyróżniające.

 

Dwa w jednym

Na śmigus nałożył się zwyczaj dyngusowania, który dał możliwość wykupienia się pisankami od podwójnego lania (witkami wierzbowymi i wodą). Do XV wieku dyngus i śmigus były dwoma odrębnymi zwyczajami. Z czasem tak się zlały ze sobą w jeden, że przestano rozróżniać, który na czym polega. Wyrazem tego było pojawienie się w „Słowniku Poprawnej Polszczyzny” Stanisława Szobera zbitki śmigus-dyngus.

 

Dyngus

Dyngus należał do tych prastarych zwyczajów, które z jednej strony mają związek z magią deszczową, wiążącą się z wiosennymi obchodami rolnymi wielu ludów, z drugiej z praktykami oczyszczającymi podczas obrzędów poświęconych zmarłym. Rodowód leży prawdopodobnie w pogańskich obrzędach kultu wiosny i płodności.

Słowo dyngus wywodzone jest, jak już wspomniano, od niemieckiego słowa „dingen”, co oznacza „wykupywać się”. Dyngus po słowiańsku nazywał się „włóczebny”. Innymi znanymi określeniami były: dyng, szmigus, wykup lub datek. Tak na marginesie, imię Dyngus nosił jeden spośród 33 diabłów polskich, wymienionych przez Cypriana Bazylika w wydanym w 1570 roku, w Brześciu Litewskim, dziele pt. „Postępek prawa czartowskiego przeciw rodzajowi ludzkiemu”.

Pierwotnie, co trzeba podkreślić, dyngus był wymuszaniem datków. Oznaczał wykupywanie się od oblania wodą. Jeśli panna chciała wrócić sucha do domu, to mogła wykupić się od tych wyczynów pisanką lub smakołykiem z wielkanocnego stołu. Mogła ona uprzednio usłyszeć przygotowany przez mężczyzn wierszyk, „wykrzyczany”, żeby dobrze usłyszała.

Jednakże dziewczyna, od której nie zażądano „wykupu”, bądź której nie oblano wiadrem wody albo nie wrzucono do rzeki, stawu czy koryta do pojenia bydła, czuła się obrażona. Oblanie dziewczyny było niejako wyróżnieniem jej wśród towarzyszek, pominięcie którejkolwiek równało się dla niej z zlekceważeniem. Nieoblana panna była zdenerwowana i zaniepokojona, gdyż oznaczało to brak zainteresowania ze strony miejscowych kawalerów. Na marginesie należy wspomnieć, że dawniej obchodzono także „lany wtorek”, który był dniem dyngusowego rewanżu. Wtedy dziewczęta oblewały wodą chłopaków. A czasem oblewano się wzajemnie, i tak aż do Zielonych Świątek.

 

Włóczebnicy, dyngowanie

Kolejna teoria mówi, że dyngusem nazywano datek dawany przez gospodynie wspomnianym włóczebnikom (odpowiednik kolędników chodzących w Święta Bożego Narodzenia) chodzącym w Poniedziałek Wielkanocny po domach, składającym życzenia świąteczne i wygłaszającym oracje i wiersze o męce Pańskiej, czy też komiczne parodie. Dyngus to zapomniany zwyczaj dyngowania, czyli chodzenia męskiej młodzieży po domach.

Do najbardziej znanych należał zwyczaj chodzenia z kurkiem dyngusowym, najpierw żywym, później zastąpionym przez sztucznego, z ciasta czy gliny, umieszczonego w przyozdobionym wózku. Wierzono, że kurek-kogut, uznawany za symbol sił witalnych i płodności, zapewni pannom zamążpójście, a rodzinom wielu potomków.

Dyngus był okazją do rozpoczęcia oficjalnych zalotów. Dyngujący otrzymywali jajka, wędliny i pieczywo. Dyngus dla uboższych, niemających bogatych znajomych, stał się sposobem na wzbogacenie jadłospisu i okazją do pokosztowania niecodziennych dań (jeśli zawędrowali na przykład do dworu). Włóczebnicy mieli przynosić szczęście, a jeśli nie zostali należycie za tę usługę wynagrodzeni smakołykami i jajkami, robili gospodarzom różne nieprzyjemne psikusy (co dla skąpych gospodarzy było pierwszym dowodem pecha). Chociażby umieszczenie wozu na dachu stodoły.

 

Przeciw Dyngusowi

W tych zwyczajach było wiele nawiązań do dawnych pogańskich praktyk. Dlatego Kościół zwalczał dyngusiarzy. Za czasów króla Władysława Jagiełły w 1420 r. synod diecezji poznańskiej w artykule „Dingus Prohibetur” (Dyngus Zakazany) zabraniał, aby „w drugie i trzecie święto wielkanocne ludziska dyngowali”. Jednak te synodalne zakazy na nic się nie zdały, aczkolwiek dziś do nich się powraca w sądach.

 

Za Sasów

 

Cytowany już ks. Kitowicz, żyjący w czasach saskich i stanisławowskich, tak wspomina Święta Wielkanocne: „Oblewano się rozmaitymi sposobami. Amanci, chcąc tę ceremonię odprawić bez przykrości, skrapiali lekko różaną, lub inną pachnącą wodą po ręku, czasem po gorsie, małą jaką sikawką albo z flaszeczki. Ci, którzy swawolą nad dyskrecją przekładali, oblewali i damy wodą prostą, chlustając garnkami, śklenicami lub dużemi sikawkami prosto w twarz albo od nóg do góry.

Największa była rozkosz przydybać jaką damę w łóżku, to już nieboga musiała pływać w wodzie między poduszkami i pierzynami, jak między bałwanami; przytrzymana albowiem od silnych mężczyzn, nie mogła się wyrwać z tego potopu, którego unikając miały w pamięci damy w ten dzień wstawać jak najstaranniej, albo też dobrze zatarasować pokoje sypialne.

Bywało nieraz, iż zlana wodą jak mysz osoba, a jeszcze w dzień zimny, dostała stąd febry, na co bynajmniej nie zważano, byle się zadosyć stało powszechnemu zwyczajowi. Takież dyngusy odprawiały się i po miastach między osobami poufałymi”.

 

Wczoraj

 

Współcześnie drugi dzień Świąt Wielkanocnych upływa zazwyczaj pod znakiem spotkań rodzinnych, towarzyskich i lejącej się wody. Śmigus-Dyngus traktowany jest jako podtrzymywanie tradycji ludowej i dobra zabawa. Oblewają się wszyscy – bardziej w żartach, porzucając wcześniejszą symbolikę tych zwyczajów.

Jest zabawą o charakterze czysto ludycznym, pełnym radości i psot. Młodzież, i nie tylko, polewa się wodą mającą dać zdrowie i pomyślność. Tego dnia nikt nie może spędzić w suchym ubraniu, ale najchętniej oblewają się dzieci. Pełno jest przy tym pisków, krzyków i śmiechu.

By przywołać jeszcze bardzo niedawną przeszłość w Warszawie, cytuję wspomnienia z książki Jadwigi Komorowskiej „Świąteczne zwyczaje domowe w wielkim mieście” 1974-1978:

„Od rana przychodzili jedni do drugich, nie tylko rodzina, ale i sąsiedzi, i oblewano się wodą z kranu. Nie można było wyjść z mieszkania, ponieważ chłopcy czekali z pełnymi wiadrami wody na dziewczyny. Dziewczęta też oblewały wodą chłopców, ale na pewno nie wiadrami, bo nie mają tyle siły. Wodą oblewano się do dwunastej w południe. Resztę dnia spędzano przy stole goszcząc się”.

 

Jutro

 

Od kilku lat zwyczaj obchodzenia śmigusa-dyngusa ulega gwałtownemu ograniczeniu. Nie wiem, czy jest to spowodowane tym, żeby przypadkiem nie zalane zostały smartfony właścicieli podczas polewania, czy też zmianą podejścia „doktryny”, co do istnienia i zastosowania pozakodeksowego kontratypu, dotyczącego tego zwyczaju, a może są inne przyczyny. Niedobrze jest też, gdy policja wtrąca się zanadto do kultywacji tradycji. Ale czasem nie ma wyjścia. Być może śmigusa-dyngusa w roku 2019 będzie można tylko „przestrzegać” jedynie w gronie osób, które wyraziły zgodę na udział w tej tradycyjnej zabawie.

Choć tradycje zmieniają się bardzo powoli, nie wiadomo, czy niedługo zamiast śmigusa-dyngusa nie będzie obchodzony w Warszawie„Dyngus Day” jak teraz w USA. Wiadomo! Uzupełnieniem rozważań o śmigusie-dyngusie niech będą słowa Kenny Smitha w pewnym programie telewizyjnym. Tematem poruszonym w programie „Inside the NBA” w studiu TNT stał się bowiem Dyngus Day, czyli świętowany przez Polonię w Cleveland śmigus-dyngus. Cytuję za Internetem:

„W to święto chłopcy, którzy widzą podobającą im się kobietę, oblewają ją wodą oraz symbolicznie biją baziami – wyjaśniał Ernie Johnson, którego wywód przerywały śmiechy gości w studiu. (Shaquille O’Neal, Charles Barkley i Kenny Smith) – Chyba żartujesz – w końcu powiedział jeden z nich. – Nie, to jest obchodzone w całej Polsce – odpowiedział prowadzący. Śmiechu nie mógł opanować przede wszystkim Charles Barkley.

Później przekonany nie był jednak Kenny Smith. – To co widzę, to facet tłumaczący w sądzie «to był Dyngus Day, wziąłem bazie, wziąłem pistolet na wodę i – Bam! – 10 lat!»”.

Uczestnikom programu nasz zwyczaj wydawał się dziwaczny. Ale przecież jest to nasz zwyczaj i nic im do tego.

W Polsce rzeczywiście bardziej zdecydowane podejście Policji i Straży Miejskiej jest konieczne wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z czynami chuligańskimi i groźbą zakłócenia spokoju i porządku publicznego, spowodowaniem niebezpieczeństwa przez wyrzucanie przedmiotów (mam na myśli torebki z wodą itp.), wylewaniem płynów, nieobyczajnymi wybrykami, zniszczeniem mienia (klasyfikowane jako przestępstwo lub wykroczenie w zależności od wartości powstałej szkody), zagrożeniem bezpieczeństwa ruchu drogowego.

Mam nadzieję, że przybliżyłem Państwu choć fragment tradycji związanej ze śmigusem-dyngusem. A więc:

Każdy leje i się śmieje!

Dziś oblewa się pół świata!

Życzę wszystkim Czytelnikom spokojnej, radosnej i słonecznej Wielkanocy, smacznego jajka, mokrego śmigusa-dyngusa oraz wielu spotkań w gronie najbliższych.

Władysław Głowala

Artykuł ukazał się w numerze 2/2019 „Życia WSM”

Skip to content